Czy zastanawialiście się kiedyś, jak Wasz zestaw prezentuje się w łowisku? Czy aby na pewno znajduje się w miejscu, w którym chcecie, aby był? Czy z biegiem czasu karpiowanie zaczyna być Waszą obsesją? Niesamowite jest to, że im dłużej wędkujemy, tym bardziej zaczynają przeszkadzać nam przeróżne szczegóły…
I tak właśnie być powinno, przynajmniej ja tak myślę! Aby osiągać dobre wyniki nad wodą trzeba przede wszystkim myśleć. Zadbać o taktykę, zestaw, zanętę, przynętę i oczywiście jedno z najważniejszych, czyli miejscówkę. Niekiedy obszar, w którym zamierzamy łowić znajduje się poza zasięgiem rzutu lub w trudno dostępnym miejscu, np. gdzieś pomiędzy kilkoma zatopionymi drzewami. Bywa również, że klasyczna wywózka pontonem jest zabroniona. Co wówczas zrobić, aby za każdym razem zestaw trafiał w to samo miejsce? To proste, ale w pierwszej kolejności musicie przeczytać to, co dla Was dziś przygotowałem.
Wywózka
Zajmiemy się dziś wywożeniem zestawów łódką zdalnie sterowaną. Z pewnością nie brakuje zawziętych krytyków tego typu łowienia, szczególnie, że ostatnio tak bardzo modne stało się łowienie old schoolowe, czyli rzutowe, nierozłączenie związane z nęceniem kobrą. Nie przeczę, że na niektórych łowiskach sprawdza się znakomicie. Osobiście uważam jednak, że położenie zestawu z pomocą łódki zdalnie sterowanej to najlepszy karpiowy patent, jaki pojawił się w ostatnich latach. Całkiem często na przeróżnych forach karpiowych i w trakcie facebookowych dyskusji zauważam ostry „hejt”, płynący ze strony specjalistów od „łowienia przed ekranem komputera”, a związany właśnie z wywożeniem zestawów łódką RC. Cóż, każdy ma oczywiście prawo do własnego zdania, uważam jednak, iż aby być równorzędnym partnerem do takich dyskusji, warto wcześniej parę karpi złowić… To tak na marginesie.
Prawda jest taka, że ostatnie lata to prawdziwy wysyp modeli nad naszymi wodami. Mają je już nie tylko karpiarze, ale również inni fanatycy wędkarstwa. Trzeba jednocześnie pamiętać, że taka metoda wywózki nie oznacza wcale stuprocentowego brania. Zdarzało mi się nie raz obserwować sunące leniwie po łowisku, wypełnione po brzegi łódki, których właściciele nie bardzo mieli pomysł, w którym miejscu swe zestawy położyć. To czyste szaleństwo, należy ten gadżet wykorzystywać z głową! Dla mnie łódka to przede wszystkim perfekcyjny „kelner”, który ma „zaserwować” mój zestaw w miejscu, w którym żerują ryby. Ostatnio uzupełniłem swój zestaw o pewien niezwykle pomocny dodatek – bezprzewodową echosondę Deeper. Takie połączenie daje naprawdę niezwykłe możliwości, a nasze szanse na udaną zasiadkę zasadniczo wzrastają.
Gdzie podać?
Podstawą jest właściwa lokalizacja miejsca. Stara i sprawdzona metoda to oczywiście ponton i badanie dna oraz głębokości za pomocą „stukadełka” lub tyczki. Mając pod ręką Deepera sprawa jest znacznie prostsza. Ta mała „kuleczka” stała się ostatnio nieodzownym elementem mojego ekwipunku, niczym mata czy stojak. Nie ruszając się z brzegu można ją posłać w łowisko klasycznie, przy pomocy wędki bądź wywieźć modelem RC. Jeśli dysponujemy pontonem, nic nie stoi na przeszkodzie, aby skorzystać z Deepera jak z klasycznej echosondy. Czasami traktuję go jak markera, który nieustannie sonduje i wskazuje, co dzieje się w wodzie. Najczęściej jednak łącze moją „kuleczkę” w parę z łódką do wywózki, korzystając w tym celu np. z plecionki. Pozostając na swoim stanowisku sonduję miejscówkę, jednocześnie mapując łowisko (o tym za chwilę), a przy okazji za każdym razem kładę zestaw w tym samym miejscu. Jak to możliwe? Dzięki wbudowanemu odbiornikowi GPS. Korzystając z Deepera, na ekranie smartfonu lub tabletu ujrzymy z jednej strony mapę łowiska (którą nasz telefon pobierze do swojej pamięci z pomocą sieci komórkowej), z drugiej zaś – ekran echosondy, który wskaże głębokość, strukturę dna, namierzone ryby i temperaturę wody.
Obecnie na każdej nowej wodzie, na której obowiązuje zakaz używania środków pływających, w pierwszej kolejności montuję Deepera do łódki RC, a następnie badam interesujące miejsca. Wspomniałem wcześniej o możliwości mapowania łowiska – to naprawdę genialna funkcja. Wszędzie tam, gdzie przepływam, w pamięci smartfonu tworzy się zarys łowiska – dna, roślinności i aktywności ryb na danych głębokościach. Mając przed sobą tak zmapowany obszar, dysponuję kompletną mapą łowiska, idealną do poszukiwań karpi. Co istotne, zawsze mogę do niej wrócić, bez powtórnego sondowania. Niekiedy typuję kilka miejscówek, i za każdym razem, kiedy korzystam z Deepera, podczas wywózki trafiam dokładnie w to samo miejsce. Dysponując łódką zdalnie sterowaną mam możliwość mapowania z brzegu do dystansu około stu metrów, pływając na pontonie – możliwości są praktycznie nieograniczone. System sam zapamiętuje mapy łowisk i za każdym razem przenosi mnie w wybrane wcześniej miejsca. Proste i genialne.
Jak podać?
Jestem perfekcjonistą i przed każdą wywózką muszę mieć stuprocentową pewność, że wszystko jest w porządku. Uruchomiając model nie wywożę natychmiast, tylko daję sobie chwilę – dokładnie sprawdzam klapy, następnie „przypinam” przypon do „paluszka” PVA (nie ważne, czy łowię na kulki tonące czy też pojedynczego pop upa). Na sam spód łódki sypię suchy, niedipowany pellet i dopiero na nim układam zestaw. Dlaczego właśnie tak? Po to, aby siatka nie rozpuściła się podczas wywózki, np. gdy fale są wysokie i woda chlapie od dołu. Połowę zestawu (mniej więcej do wysokości PVA) zasypuję ziarnem, konopiami lub kukurydzą. Na górę zawsze kładę kilkanaście kulek i całość dodatkowo dopalam gęstym Pure Krill Liquid. Ta gęsta zawiesina nie rozpuści siatki, a jej ciężar spowoduje, że wszystko opadnie wraz z zanętą „w punkt”.
Pamiętajcie jednak, że łódka to nie wywrotka do wożenia futru! Osobiście stosuję metodę sprawdzania wytypowanych miejscówek, nęcąc punktowo i drobno maksymalnie po trzysta, pięćset gram zanęty na zestaw, głównie z dobrze ugotowanymi konopiami. Tak przygotowane porcje wywożę, będąc niemalże pewnym, że gdy karpie pojawią się w okolicy, niechybnie posmakują moich smakołyków.
Wiele emocji wśród karpiarzy budzi temat właściwego doboru ciężarków do wywózek. Jak dobrać odpowiednią wagę do dystansu? U mnie wygląda to następująco: łowiąc do odległości stu metrów sięgam po ciężarki o wadze od osiemdziesięciu do stu gram, wywożąc dalej – do dwustu metrów – używam ciężarków około stupięćdziesięciogramowych. Kiedy moje łowisko położone jest jeszcze dalej, na dystansie ponad dwustu metrów, ołów lub kamień na gumce muszą mieć masę przekraczającą sto pięćdziesiąt gram, ale nie musi być to od razu „klocek” trzystugramowy. Czy wiecie, że łowiąc na elektrowni Rybnik, gdzie zestawy umieszczam niekiedy w odległości dwustu pięćdziesięciu metrów od brzegu, przy jednoczesnym silnym uciągu wody, stosuję ciężarki stuosiemdziesięciogramowe i nie dzieje się nic złego, a zestawy leżą stabilnie? Przyznaję jednocześnie, iż ostatnio – chcąc skorzystać z dobrodziejstw Deepera – próbuję łowiąc znacznie bliżej i moje zestawy posyłam na około osiemdziesiąt metrów od brzegu.
Diabeł tkwi w szczegółach
W trakcie każdego wywożenia zestawu należy bezwzględnie pamiętać o odpowiednim napięciu żyłki, aby uciąg wody lub fala nie stworzyły na lince luzu (łuku), który znacznie utrudni później łowienie oraz prawidłową sygnalizację brania. Najlepiej w jednej ręce trzymać pilota od łódki, w drugiej wędkę, palcem kontrolując wysuwającą się żyłkę. Smartfon z wyświetlanym obrazem z Deepera najkorzystniej zaś umieścić stabilnie na statywie (np. od aparatu fotograficznego), bądź kiju (wykorzystując do tego celu specjalny uchwyt silikonowy). Kiedy Wasz model dotrze już do celu, nie zrzucajcie od razu zestawu. Warto zatrzymać się na chwilę, zniwelować naprężenie linki i dopiero wówczas otworzyć komorę łódki. W innym wypadku uwolniony zestaw „wystrzeli niczym z procy” w stronę brzegu, a przynęta na pewno nie wyląduje precyzyjnie w miejscu, które upatrzyliście sobie na ekranie echosondy.
Pomimo, iż dysponuję łódką z dwoma komorami, swoje zestawy zawsze wywożę pojedynczo. Drugą, wolną komorę wykorzystuję niekiedy do dodatkowego nęcenia. Istotna jest tu jednak kolejność i sposób nęcenia. Jeśli w pierwszej kolejności otworzycie komorę z zestawem, a dopiero później tę dodatkową, Wasza przynęta nie znajdzie się pośrodku zanęty. W zależności od głębokości rozstrzał może być naprawdę spory. Warto więc odwrócić kolejność – na pierwszy rzut do wody powinna trafić sama zanęta, a dopiero po chwili zestaw. Wywożąc zestawy modelem RC powinniśmy mieć zawsze na swoim wyposażeniu lornetkę. Wprawdzie przy dużych odległościach łatwo stracić orientację, jednak kiedy np. niespodziewanie rozładuje się akumulator lub technologia zawiedzie, lornetka może się przydać do namierzenia zguby.
Karpiowanie z pomocą modelu RC jest idealnym rozwiązaniem, kiedy musimy łowić precyzyjnie. Jeśli moje łowisko znajduje się około osiemdziesięciu metrów od brzegu, bez wahania korzystam z dobrodziejstw techniki. Oczywiście mógłbym rzucać, jednak powtarzalność w takich warunkach (szczególnie w nocy) może pozostawiać wiele do życzenia. Nie do przecenienia jest również precyzyjne nęcenie. Uważam, że do wszystkich nowinek należy podchodzić z odpowiednim nastawieniem – sama łódka oraz Deeper nie łowią i magicznie „nie załatwią” Wam brań oraz karpi na macie. Bez wiedzy, wieloletnich doświadczeń, umiejętności wyciągania wniosków i wędkarskiego „nosa” nawet najnowocześniejsze technologie nie są gwarancją sukcesu. Jeśli jednak zaawansowana technika trafi w ręce mądrego łowcy – efekty mogą być naprawdę fantastyczne…
tekst i foto Karol Błażyca
Artykuł pochodzi z Karpmanii nr 2/2017