Słowo o konsekwencji

0
14
shrinkToFit

Konsekwencja to cecha, która w życiu odgrywa niezwykle ważną rolę – pomaga nam w osiągnięciu sukcesu zawodowego, towarzyskiego itp. Nie martwcie się, nie zamierzam w tym artykule wymądrzać się na temat „ponadprzeciętnej roli zjawiska zwanego konsekwencją” – śmiało, czytajcie dalej. Będzie o karpiowaniu.

 

Opowiem o konsekwencji w kontekście naszego hobby. Możemy ją rozumieć na wiele sposobów i sprawę odnieść do najróżniejszych aspektów – generalnie rzecz biorąc jest to bez wątpienia materiał na kilka artykułów. Podzielę się dziś z Wami swoimi spostrzeżeniami. Zaryzykuję wręcz stwierdzenie, że to, o czym za chwilę przeczytacie, może dotyczy któregoś z Was. Co więcej, to etap, przez który przechodzi praktycznie każdy, szczególnie na początku swojej przygody z karpiami.

Wyobraź więc sobie, drogi Czytelniku, taką oto sytuację – jesteś na rybach, nęcisz wybrane miejsce, wydaje Ci się, że wszystko robisz dobrze, a jednak brań jak nie było, tak nie ma. Co robisz w tej sytuacji?

Wariant A

Otwierasz torbę rozmiarów solidnej walizki samolotowej, starasz się dokopać się do kulek o smaku scopex-kiełbasa-mięta-winogrono, które prawdopodobnie leżą na samym jej dnie (bo przecież dawno ich nie używałeś), ale szukasz, bo wiesz, że przy ciśnieniu 1000 hPa i wschodnim wietrze, umieszczona na włosie na pewno pozwoli złowić karpia. Aha, oczywiście przy założeniu, że temperatura wody nie przekroczy 23 stopni, a karpie nie są czasami na tarle. Następnie zarzucasz zestaw w swoje wcześniej upatrzone miejsce, czekasz i… sytuacja pozostaje bez zmian.

Wariant B

Nie otwierasz torby rozmiarów solidnej walizki samolotowej, bo po prostu takiej nie masz. Masz za to przy sobie wiaderko, w którym trzymasz dwa, maksymalnie trzy rodzaje pop upów i ewentualnie jakieś dipy. Wiesz jednak, że wszystko wskazuje na to, iż karpi po prostu nie ma w łowisku. Jesteś pewien kulek, które niezliczoną ilość razy osobiście rolowałeś, potem zaś gotowałeś. Masz do nich 100 procentowe zaufanie, wiesz, że jeżeli tylko położysz swój zestaw w obszarze, w którym prawdopodobnie znajdują się karpie – nie odmówią sobie takiego smakołyku. No właśnie, podkreślmy to – w obszarze, w którym znajdują się karpie! Tak więc, nie grzebiesz w torbie w poszukiwaniu kulek, tym razem o zapachu jogurt-cola, tylko po prostu pakujesz się do pontonu (lub np. zakładasz marker na żyłkę) i próbujesz znaleźć ryby.

Jak już pewnie zauważyliście, piszę o karpiowym menu, a także pewnego rodzaju aktywności. Celowo pomijam temat zestawów końcowych, bo nie na tym chcę się tutaj skupić. Powracając do naszego quizu – które rozwiązanie, Waszym zdaniem, jest lepsze? Moje kilkuletnie doświadczenie podpowiada mi, że w 90 procentach przypadków będzie to wariant B. Oczywiście, zdarzają się wyjątki. Podejrzewam nawet, że część z Was z postawioną tezą się nie zgodzi i owszem – zdaje sobie sprawę, że w pewnych sytuacjach konieczne jest raczej ściągnięcie ryb, a nie ich szukanie. Generalnie jednak uważam, że wyjątki potwierdzają regułę.

Powracając do tematu – konsekwencję w wyborze zanęt i przynęt uważam za jeden z najważniejszych czynników, które wpływają na to, czy osiągamy sukces, czy też nie. Według mnie, jednym z najbardziej podstawowych błędów, popełnianych przez wielu karpiarzy, jest notoryczne zmienianie kulek, praktycznie, co każdą zasiadkę. Wierzcie mi, nie da się sprawdzić skuteczności danych boilies, łowiąc na nie przez weekend i zużywając kilogram. Ilu z Was spotkało się z negatywnymi opiniami na temat takich, czy innych kulek, wygłaszanych na podstawie kilkunastu godzin spędzonych z nimi nad wodą? No właśnie, wielu… To kompletnie bez sensu. Istnieje cała masa czynników, które mają wpływ na to, czy złowimy karpia, czy też nie – i nie mam tu wcale na myśli wiatru i innych zjawisk atmosferycznych. Myślę o aspektach, za które to my jesteśmy odpowiedzialni, w tym przede wszystkim – zgodnie z głównym przesłaniem tego tekstu – o wierze w swoją przynętę i miejsce położenia zestawów. Od tego właśnie, w dużym stopniu, zależy, czy będzie nam dane odkazić ranę po haku w pysku karpia.

Rozwiązanie, które chciałbym Wam, drodzy Czytelnicy, zaproponować na podstawie swoich doświadczeń, to wybranie jednego, czy też dwóch rodzajów kulek, których używać będziemy przez cały sezon. Tak, tak – cały sezon! Nie muszą to być wcale kulki lub miksy z najwyższej półki, niech będzie to po prostu przynęta atrakcyjna dla ryb i co ważne – w zasięgu Waszego portfela. Zdajcie się na swoją wędkarską intuicję. W moim przypadku kulki, przy pomocy których łowie praktycznie zawsze i wszędzie są wykonane na bazie miksu Supra Fish firmy Jet Fish, wzbogaconego o Robin Red i dodatek Aminokompleksu bądź esencji – zazwyczaj o zapachu Biosquid. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że są produkty droższe i o bogatszym składzie, ale mnie odpowiada właśnie ten rodzaj kulek. W Waszym przypadku może to być Biocrab, może to być Seafood, 50/50, a także jakikolwiek inny miks czy kulki.

Bądźcie konsekwentni, pamiętajcie, że zazwyczaj powodem niepowodzenia jest źle wybrana miejscówka, a nie rzekoma nieskuteczność kulek, wartych tyle, co 0,7 l dobrej whisky. Uwierzcie, że producenci karpiowego jedzenia nie wprowadziliby drogiego produktu, gdyby nie mieli stuprocentowej pewności, że jest skuteczny i wykonany z możliwie najlepszych komponentów. Która firma zdecydowałaby się na takie ryzyko?

Kiedy kolejnym razem będziecie wpatrywać się w swoje milczące sygnalizatory – spróbujcie zmienić miejsca położenia zestawów, nie zmieniajcie zaś kulek. Nie mogę nikomu zagwarantować, że właśnie to doprowadzi go do upragnionego brania, ale nie macie przecież nic do stracenia. Zdaje sobie sprawę, że rozstawanie się z miejscem, które przez jakiś czas nęciliśmy nie jest łatwe, ale kto nie ryzykuje, ten nie wygrywa. Warto czasami – zamiast bezrefleksyjnej krytyki kulek, czy też ich producenta – zadać sobie kilka ważnych pytań. Czy aby na pewno zrobiłem wszystko, by złowić tę upragnioną rybę? Czy poświęciłem odpowiednią ilość czasu na właściwy wybór miejsca łowienia? To właśnie najważniejsze elementy karpiowej układanki.

tekst i foto: Wojciech Wolny

Artykuł pochodzi z Karpmanii nr 3/2014

shrinkToFit