Napisał dziś do nas Mirosław Leszczyński. Oto jego opowieść…
Kolejny lipcowy weekend nad Jeziorem Solińskim pełen wspaniałych przygód, a to za sprawą bieszczadzkich karpi. Jeszcze dobrze nie wróciłem znad jeziora, a już mnie nosiło, by jak najszybciej znowu znaleźć się nad Soliną. Chcąc tym razem dobrze się przygotować do wyjazdu poświeciłem dwa dni na dobre sondowanie dna i wybranie potencjalnej miejscówki, tu podziękowania dla Krzysia za towarzystwo i pomoc. Udało się! Kolejna potencjalna bieszczadzka bankówa. Zacząłem jak zawsze, tydzień wcześniej sypanie karmy: kukurydza, konopie i pierwsze w tym sezonie własne kulasy w oryginalnych smakach: cynamonu, kukurydziano- miodowym i papryka wędzona z chili. Byłem gotowy! Dwa nęciska, ta sama ilość towaru i oczekiwanie na piątek. Przyjechałem nad wodę zaraz po pracy w piątek , rozłożyłem sprzęt, pozostało oczekiwanie… Pierwsza noc i… cisza. Rano od nowa, zanęta i zestawy lądują w wodzie. Do tego wszystkiego doszły przeboje z turystami na żaglach, więc kilka razy musiałem zwinąć wędki i przestawić wszystko. Czekam do wieczora, aby woda się uspokoiła. Zestawy lądują w wodzie i znowu nęcenie do skutku. W nocy pierwszy odjazd! Tylko kleń i mały karpik, ale jest nadzieja że wreszcie coś zaczyna się w wodzie dziać… Znów sprzęty do wody i czekanie. Ogarnia mnie senność. Odjazd, na macie lądują karpie 12,40 kg oraz 7 kg w tym jedna spinka. Kolejna noc przynosi ładnego karpia na 12,70 kg oraz 5 kg i jedną spinkę. W sumie wyjazd był bardzo udany: cztery karpie, siedem odjazdów, woda nie daje już spokoju i myśli tylko o nowym wyjeździe krążą po głowie. Już szykuję się na następny weekend nad wodę. Z pozdrowieniami, Mirek Leszczyński, Bieszczady Fishing.
Invalid Displayed Gallery
Panie Mirku, gratulujemy i czekamy na kolejne relacje!
Jeśli chciałbyś/chciałabyś poinformować nas o ważnym wydarzeniu, pisz na adres: redakcja@wedkarstwo24.com