Karpiowy przypon nr 1 Janka Zawady

0
265
shrinkToFit

Czy istnieje jeden – cudowny i super skuteczny – przypon? Często, stosując nowe konstrukcje wydaje nam się, że właśnie taki odkryliśmy. Zazwyczaj, początki mamy znakomite, by po jakimś czasie stwierdzić, że kolejny przypon nie do końca jednak spełnia nasze oczekiwania…

 

Historię przyponu włosowego, pod koniec lat siedemdziesiątych, zapoczątkowali dwaj angielscy wędkarze. Wówczas, nikt się chyba nie spodziewał, że ich wynalazek w tak olbrzymi sposób spopularyzuje łowienie karpi tą metodą. Powszechne stosowanie hair rigs w wielu wodach, na przestrzeni tylu lat nauczyło karpie nieco innego pobierania pokarmu. Najczęściej, zanim cokolwiek trafi do przełyku cyprinusów jest przez nie kilkukrotnie sprawdzane w taki sposób, że nawet najczulsza sygnalizacja nie jest w stanie tego odebrać. Wszyscy kombinujemy, jak karpia oszukać. Stosujemy więc przypony, na których podana przynęta wprowadzi haczyk do pyska ryby w taki sposób, by jego wyplucie było niemożliwe.

Każdy z nas ma swój jeden lub kilka ulubionych przyponów, na które najczęściej łowi. A czy istnieje taki jeden – cudowny, super skuteczny? Często, stosując nowe przypony wydaje nam się, że właśnie taki odkryliśmy. Zazwyczaj początki mamy znakomite, by po jakimś czasie stwierdzić, że kolejna konstrukcja nie do końca jednak spełnia nasze oczekiwania. Karp nie jest głupi i szybko się uczy rozpoznawać i omijać podejrzane – nawet najlepsze – przynęty. I tak powstają niezliczone wersje tych łownych i mniej łownych przyponów.

Pokażę Wam mój przypon, na który złowiłem swoje największe karpie. Konstrukcja tego typowego stiff riga nie jest nowa, bo ma już 10 lat i do tej pory – po niewielkiej modernizacji – w moim arsenale jest nadal numerem jeden. Do jego budowy wykorzystuję fluorocarbon, który, pomimo wielu bezsprzecznych zalet, nie jest niestety wolny od wad.  Fluorocarbon ma bowiem to do siebie, że czym jest bardziej czysty, tym bardziej miękki. Dlatego właśnie newralgiczne połączenia, gdzie najczęściej dochodzi do zgniecenia i w konsekwencji do zerwania przyponu, osłonięte są w moim przyponie grubościenną rurką silikonową. Wypełnienie oczka haczyka dobrze spasowaną rurką eliminuje ten najsłabszy punkt i powoduje, że w trakcie wypluwania naszej przynęty, haczyk zawsze ustawia się grotem w kierunku dolnej wargi karpia.

Naturalna prezentacja przynęty w wielu łowiskach odgrywa niezwykle ważną rolę. Od tego bardzo często zależy, czy odniesiemy sukces, czy kolejną dobę przesiedzimy bez brania. W proponowanym przeze mnie przyponie przynęta montowana jest na włosie, który, przywiązany do niewielkiego kółeczka, swobodnie porusza się na pętelce znajdującej się na trzonku haka. Założona w ten sposób kulka – nawet na bardzo krótkim włosie, w bezpośrednim sąsiedztwie haka – zawsze bardzo naturalnie prezentuje się na dnie łowiska. Zassana przez karpia natychmiast wprowadza haczyk do pyska ryby i opóźnia czas jego wyplucia. Do montażu tego przyponu wykorzystuję haczyki z prostym trzonkiem i szerokim łukiem kolankowym. Tego typu haki bardzo dobrze trzymają rybę w czasie holu i są zdecydowanie trudniejsze do wyplucia w porównaniu z haczykami z wąskim łukiem i długim, wygiętym trzonkiem, z kątem szkodliwym często bliskim zero, których budowa przekłada się na mocniejszy efekt samo zacinający. Uzbrojenie oczka w ten silikonowy detal w haczykach z szerokim łukiem kolankowym zmniejsza niekorzystny kąt, co gwarantuje nam głębsze wbicie haka w pysk ryby. No i to, co najważniejsze – jeśli przypon ten prawidłowo zmontujemy z pozostałymi elementami naszego zestawu końcowego, stanie się on praktycznie nie do splątania (choć, jak mawiają, nigdy nie mów nigdy…), nawet podczas ekstremalnych, siłowych rzutów. Po to zresztą – w pierwotnej wersji – był on stworzony. Zapewne każdy z nas nie raz przekonał się, jak ważna jest pewność, że nasz zestaw zarzucony wieczorem, rano nie okaże się splątany. Nie twierdzę oczywiście, że opisywany tu przypon jest zawsze i wszędzie w 100% skuteczny. Muszę jednak wyraźnie podkreślić, że mnie nigdy nie zawiódł. Jego fantastyczna skuteczność potwierdziła się wiele razy. Swojego – jak dotąd – największego karpia na ten właśnie zestaw przechytrzyłem dwa razy.

Łowisko, w którym Go złowiłem to żwirownia, na której wolno łowić wyłącznie z brzegu. Lubię tam przejeżdżać często sam, na krótko, tak jedną nockę. To o wiele bardziej emocjonujące, niż kilkudniowe zasiadki w licznym towarzystwie… Nie żebym stronił od ludzi, ale podczas takiej samotnej nocy, kiedy wszystkie nasze zmysły są zdecydowanie bardziej wyostrzone, każde branie, każdy hol przeżywamy mocniej i pamiętamy dłużej. No, i nie trzeba targać zbyt wiele sprzętu, by przesiedzieć te kilkanaście godzin nawet przy niekorzystnej aurze. Na jedną z takich nocek wybrałem się we wrześniowe popołudnie. Jak zawsze, na początek kilka rakiet kulek, parasol, łóżko i zestawy do wody. Na jednym mój ulubiony grzybek squid złamany truskawką z połówką ananasa, na prawej – dwie tonące kulki. Pierwsze branie na lewej i karp 11 kg, kolejne branie znowu na lewej, i tak cztery brania pod rząd, tylko na lewej. Wszystkie zakończone pomyślnym holem, w tym karp 24,70 kg. Co jest, myślę? Gdybym nie był pewny, że zestaw na prawej jest dobrze położony, to na pewno korciłoby mnie, żeby go przerzucić. Rano, dobrze już po dziewiątej godzinie kolejny odjazd na lewej. Do zakończenia zasiadki została niespełna godzina – o dziesiątej zaczynam zwijać obóz. Gdy do ściągnięcia zostały już tylko wędki, jeszcze raz zastanawiam się, co z tą prawą stroną. Cała noc bez piku! Ale ściąganie zestawów zaczynam od lewej – coś mi podpowiada, że może jeszcze coś się zdarzy. I nie myliłem się, kiedy pakuję wędzisko do pokrowca słyszę dźwięk sygnalizatora, na prawej stronie jest odjazd! Po kilkunastominutowej walce wyciągam wymarzoną rybę.

Po raz kolejny udało mi się oszukać tego samego karpia – na ten sam zestaw – w bardzo podobny sposób. Miesiąc później siedzę z Andrzejem na tej samej miejscówce, cztery zestawy uzbrojone w moje przypony i takie same kulki. O ile dobrze pamiętam, już po zmroku u Andrzeja jest pierwsze branie, kolejne też u niego i następne, zakończone szczęśliwym holem 22 kilogramowego karpia – również u Andrzeja. Chyba wtedy właśnie Andrzej proponuje, abym wyciągnął swoje zestawy – może coś jest nie tak, jak być powinno. Nawet przez myśl mi nie przechodzi by to robić, mam 100% pewności, że u mnie jest wszystko w porządku. No i kolejny raz się sprawdza, że wiara czyni cuda. Kiedy po tych nocnych emocjach nareszcie zasypiamy, jeszcze przed świtem budzi mnie mój sygnalizator. Już pierwszy odjazd na dokręconym hamulcu mówi mi, z kim mam do czynienia. Szczęśliwy hol i po raz drugi w przeciągu niespełna miesiąca mam Go na macie!

Aby w pełni wykorzystać atuty tego przyponu, haczyk powinien być bezwzględnie ostry. Każde, nawet najdelikatniejsze stępienie, eliminuje go z dalszego używania. Musimy wymienić haczyk na nowy, lub – o ile potrafimy to zrobić – naostrzyć go samemu. Osobiście, nigdy tego nie robiłem, ale widziałem haki ostrzone specjalnymi pilniczkami angielskiej firmy JAG, które niczym nie odbiegały od nowych, a wręcz przebijały je swoją ostrością. Na koniec jeszcze raz przypomnę – karp szybko się uczy i zbyt częste stosowanie tego przyponu na jednej wodzie nie jest wskazane. Zapewne po jakimś czasie może się okazać, że tradycyjny, miękki przypon będzie bardziej skuteczny.

tekst i foto Jan Zawada

shrinkToFit